Choć mało kto o nim słyszał, może to dzięki niemu żyjemy! Stanisław Pietrow zapobiegł wojnie nuklearnej, w której zginęłyby tysiące ludzi!

Historia jest kapryśna i nie wszyscy zapisują się w niej złotymi zgłoskami.

Złośliwi twierdzą, że historią rządzą ci, którzy piszą podręczniki. W tym stwierdzeniu jest przynajmniej ziarnko, jeżeli nie cała prawda. Do historii przechodzą ludzie kontrowersyjni, uważani za wielkich aktorzy i piosenkarze, których jedynym wyczynem było rozwinięcie talentu, z którym się urodzili.

Prawdziwi bohaterowie żyją i odchodzą w zapomnieniu, a o tym, czego dokonali, mówi się rzadko, lub wcale. Nie ważne, że dokonali czegoś niemożliwego, mało ważne to, że ocalili setki, tysiące, a czasem i miliony ludzkich żyć. Świat o nich zapomniał, nie znaleźli się w podręcznikach, a ich potomkowie nie wiedzą, komu dziękować za darowane życie.

Jedną z takich osób był 77-letni Stanisław Pietrow, rosyjski wojskowy i podpułkownik. Pietrow miał 44 lata, kiedy znalazł się w środku najbardziej napiętego okresu zimnej wojny między USA i Rosją. Trwała walka zbrojeń a oba supermocarstwa prężyły muskuły, gromadząc coraz to większe zapasy broni nuklearnej. Konflikt zbrojny wisiał na włosku, nikt jednak nie myślał, że zapobiegnie mu ten niepozorny mężczyzna.

O tym, czego dokonał przeczytasz na kolejnej stronie.

wrześniu 1983 roku Armia Radziecka zestrzeliła cywilny lot Korean Air 007, co doprowadziło do jeszcze poważniejszej eskalacji konfliktu na arenie międzynarodowej i w odczuciu KGB przybliżało widmo niezapowiedzianego ataku nuklearnego ze strony Stanów Zjednoczonych. W tym właśnie miesiącu Pietrow pełnił dyżur w podmoskiewskim centrum dowodzenia Sierpuchow-15 (nazwa pochodzi od pobliskiego miasta Sierpuchow).

Jego zadaniem było monitorowanie systemów wczesnego ostrzegania. W przypadku stwierdzenia ataku jądrowego Związek Radziecki miał odpowiedzieć natychmiastowym atakiem z użyciem całego arsenału nuklearnego. Rosjanie ufali swoim maszynom i wierzyli, że wykryją ewentualny atak. Nikt nie spodziewał się, że technologia zawiedzie, jednak tak się właśnie stało. Cztery minuty po północy 26 września 1983 roku komputery w centrum wczesnego ostrzegania, wykryły wystrzelenie przez USA międzykontynentalnego pocisku balistycznego skierowanego w stronę ZSRR.

Obserwujący ten alarm Pietrow uznał, że doszło do błędu komputera, ponieważ wystrzelenie pojedynczego pocisku byłoby zachowaniem nieracjonalnym – atak, gdyby faktycznie się rozpoczął, byłby zmasowany, nie atakowano by jednym tylko pociskiem.

j urządzenia potwierdziły wystrzelenie kolejnych czterech rakiet. Pietrow musiał podjąć decyzję, czy informować o ataku dowództwo, które odpowiedziałoby zbrojnie. Nie dysponował żadnymi innymi źródłami informacji: naziemne radary nie byłyby w stanie wykryć rakiet do chwili wyłonienia się ich zza linii horyzontu, więc ZSRR miałby mniej czasu na skuteczną odpowiedź.

Procedury podpowiadały powiadomienie dowództwa, on jednak postanowił złamać zasady. Uznał, że nie ma pewności, czy atak naprawdę nastąpił, czy to tylko błąd komputera. Gdy na szali zawisło ludzkie życie, wojskowe reguły poszły w odstawkę. – Pomyślałem: nikt nie zaczyna ataku jądrowego za pomocą pięciu rakiet! Poza tym nie startowałyby one z jednej bazy –  stwierdził po latach. Miał rację. Rakiety okazały się tylko błędem systemu. Logika i zimna krew Pietrowa zapobiegła wybuchowi globalnej wojny nuklearnej!

Armia Radziecka nie miała jednak litości. Za złamanie zasad dyscyplinarnie wydaliła Pietrowa ze służby. Jego zasługi do 1998 r. były tajemnicą wojskową. Gdy wyszły na jaw mężczyzna został nagrodzony m.in. nagrodą World Citizen Award oraz uhonorowany przez ONZ. Prawie 10 lat później nikt już o tym nie pamiętał. Rosjanin zmarł w maju tego roku, odszedł równie cicho, co żył.

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Przejdź na kolejną, by czytać dalej. źródło : express.co.uk, edgardaily.com, wikipedia.org, upworthy.com

Reply