„Zostawili mnie tam samą, bym umarła”- mówi jedna z ocalałych niewolnic „wyspy kary”. Na tę małą wysepkę zsyłano ciężarne panny, by nie przynosiły wstydu rodzinom

Niezamężne dziewczęta, które zaszły w ciążę przez społeczeństwo Ugandy są postrzegane jako hańba dla rodziny. Bliscy znaleźli więc sposób by się ich pozbyć.

Wyspa Kary na rozległym Jeziorze Bunyonyi w Ugandzie to tak naprawdę kawałek trawiastego lądu z jednym tylko drzewem pośrodku. Jednak jeszcze w XX w. ta maleńka wysepka była doskonałym rozwiązaniem dla rodzin, które bez śladu chciały pozbyć się niechcianych panien z dziećmi. Pozostawione tam młode dziewczęta zwykle nie umiały pływać.

Miały więc dwa wyjścia: mogły odebrać sobie życie, rzucając się w toń jeziora, lub czekać na ratunek, który zwykle nie przybywał na czas… Porzucanie kobiet na tym małym kawałku ziemi było czynnie praktykowane przez plemię Bakiga. Ten okrutny zwyczaj został ukrócony, dopiero gdy do odległej ugandyjskiej wioski dotarło chrześcijaństwo. Do dzisiaj żyje jedna z ostatnich, ocalałych niewolnic wyspy kary. Ma około 106 lat, ale dobrze pamięta, co się z nią stało, gdy rodzina porzuciła ją na skrawku surowej ziemi pośrodku jeziora.

Jak udało się jej wydostać z wyspy? Odpowiedź na następnej stronie. Dalej również dokument video o tej maleńkiej wyspie. 

ty z plemienia Bakiga mogły zajść w ciążę dopiero po wyjściu za mąż. Brzemienne panny nie były, jak to się dziś utarło w stanie błogosławionym, ale raczej zhańbionym. Traktowane jak dopust Boży i największy wstyd dla rodziny, porzucane były na śmierć na małym skrawku ziemi pośrodku jeziora. Działo się tak nie tylko dlatego, że okrywały bliskich wstydem. Rodziny uważały, że ciężarne panny okradają rodzinę. W tamtych czasach bowiem mężczyzna, który starał się o wybrankę serca, musiał „wykupić” ją od rodziny.

Płacił wysoką cenę kilku krów lub innych zwierząt gospodarskich. Za pannę w ciąży nikt już nie chciał nic dać. Była bezużyteczna. Pozbywano się jej więc, porzucając na wyspie, gdzie potem umierała z głodu i z zimna. Gdy Mauda Kyitaragabirwe została tam porzucona miała ledwie 12 lat.

Pamiętam, że byłam bardzo głodna i było mi zimno, prawie umarłam. Piątego dnia, od kiedy tam trafiłam, przyszedł jednak rybak i powiedział, że zabierze mnie ze sobą do domu. Byłam trochę sceptyczna. Zapytałam go, czy nie oszukuje i nie chce mnie wrzucić do wody. Zaprzeczył. Stwierdził, że zabiera mnie do domu i od teraz będę jego żoną – wspomina ocalona.

dynym ratunkiem dla ciężarnych dziewczyn był mężczyzna, którego nie było stać na wykupienie panny. To oni zwykle ratowali te odrzucone przez rodziny dziewczyny z wyspy wstydu. Tak też stało się z naszą bohaterką. Jak powiedział rybak, tak zrobił. Kobieta trafiła do domku w wiosce Kashungyera, oddalonej zaledwie 10 minut łodzią od wyspy, na której pozostawiono ją na śmierć. Wdzięczna za ratunek wiodła szczęśliwe z życiem z mężem, który prawdziwie ją kochał.

Och, on mnie kochał, naprawdę opiekował się mną. Powiedział kiedyś: ocaliłem cię i nigdy nie pozwolę na to, byś cierpiała – wspomina rozczulona kobieta.

Mężowi urodziła szóstkę dzieci. Nigdy nie zapomniała jednak, co stało się z jej pierworodnym synem. Nie dane mu było przyjść na świat. 12-latka została pobita przez plemię. Szaleńczo broniła dziecka w swoim brzuchu, w efekcie straciła oko, małej istotki nie udało się jednak ocalić. Poroniła.

Swoim dzieciom ma do przekazania tylko jedno: – Mam trzy córki, jeśli któraś z nich zaszłaby w ciążę, zanim wyjdzie za mąż nie obwiniałabym jej, ani nie karała. Wiem, że to może się zdarzyć każdej kobiecie. Ci, którzy tego nie widzą, są ślepi – mówi.

 

 

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Przejdź na kolejną, by czytać dalej. źródło : bbc.com, firstlookathere.net, youtube.com

Reply