Ma tak plastyczną twarz, że jest w stanie zagrać każdego. Ben Kingsley, jak nikt zasługuje na miano człowieka tysiącu twarzy

Żeby zostać aktorem trzeba przede wszystkim mieć talent. 

To zawód, który wymaga od nas wielkiej kreatywności. Musimy przede wszystkim dobrze poznać własne ciało. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jaką ma mimikę. Niektórzy myślą, że pięknie się uśmiechają, podczas gdy naprawdę stroją dziwne miny, jeszcze inni uciekają gdzieś wzrokiem, smutnieją. Aktor nie może sobie na to pozwolić, musi być świadomy każdego ruchu, który wykonuje.

Niektórzy mają jednak coś więcej oprócz kreatywności, odwagi i wielkiej świadomości własnego ciała, plastyczną twarz, która pozwala im zagrać niemal każdego. Takim właśnie aktorem jest Ben Kingsley, który jak nikt zasługuje na miano człowieka o tysiącu twarzy. W swoim repertuarze ma role m.in. Ghandiego, egipskiego faraona, niemieckiego gestapowca Adolf Eichmanna, czy Lenina.

Podczas gdy transformacje innych aktorów polegały na zrzucaniu i przybieraniu na wadze, on szczególnie ulubił sobie zmiany narodowości. Mało kto wie, że Kingsley ma ku temu szczególne predyspozycje. Sam bowiem posiada oryginalne korzenie. Jest Brytyjczykiem hinduskiego pochodzenia, synem hinduskiego lekarza i angielskiej modelki (która miała zarówno rosyjskie, jak i żydowskie korzenie).

75-letni Kingsley tak naprawdę nazywa się Kryszna Bhanji. Był jednak zmuszony porzucić rodowe nazwisko, bo z nim mógł zapomnieć o filmowych angażach. Kariera aktorska w jego przypadku nie była żadnym wielkim marzeniem, prawdziwe powołanie uderzyło go jak piorun z jasnego nieba w trakcie wizyty w Royal Shakespeare Theatre. Kreacja aktorska Iana Holma, który grał króla Ryszarda III, zrobiła na nim wrażenie tak ogromne, że aż zemdlał. Wtedy odkrył, że chce robić to samo.

Czytaj dalej na następnej stronie.

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Przejdź na kolejną, by czytać dalej.

Reply