Głodził ją i trzymał na łańcuchu tak krótkim, że omal się nie powiesiła. Mimo to rozpaczliwie trzymała się życia

Od wielu lat walczy się o uwolnienie psów z krępujących je łańcuchów.

Mimo to niewiele zmienia się w tym temacie. Nadal widzimy obrazki psich bud, a przy nich czworonogów. Są przywiązane do palików sznurami lub właśnie łańcuchami. To tzw. psy stróżujące, których zadaniem jest strzec posesji właściciela. Pół biedy, gdy ich łańcuchy pozwalają się choć trochę poruszać, a budy nie stoją na pełnym słońcu, niestety bardzo często o takich luksusach nie może być mowy.

W niektórych przypadkach mamy jednak do czynienia z prawdziwą patologią u właścicieli. Bezduszność, o której chcemy opowiedzieć, naprawdę ciężko jest opisać. To przykład skrajnej nieodpowiedzialności, braku serca i resztek empatii. Zresztą wystarczy popatrzeć, w jakich warunkach trzymane było to biedne zwierzę…

Cala, bo tak miała na imię torturowana psina spędzała całe dnie w oponie przed garażem mechanika z San Jose na Kostaryce. Pit bull nie mógł się ruszyć, bo po pierwsze nie miała siły, a po drugie żadnej możliwości. Była trzymana na łańcuchu tak krótkim, że próba spuszczenia głowy mogła skończyć się powieszeniem. Siedziała więc tak na oczach wielu, którzy odwiedzali warsztat. 

W końcu sąsiedzi chorego mężczyzny zlitowali się nad zwierzęciem. Pomoc nadeszła w ostatniej chwili, głodzone, chore zwierzę przez całe swe życie nie widziało weterynarza. Cala trafiła do niego z paskudnymi ranami nie tylko wokół szyi. Prawie nie mogła się ruszać. W sprawę zaangażowana została policja. Wkrótce pies trafił do schroniska Territorio de Zaguates. Jego właścicielka, Lya Battle do dziś wspomina dzień, w którym ją zobaczyła. 

Byłam jednocześnie smutna i sfrustrowana. Zobaczyłam smutne zwierzę ograbione z godności i gotowe się poddać. To był pies, którego dusza została złamana. Czekał na koniec, aby skończyło się ten koszmar – mówi kobieta.

Czytaj dalej na następnej stronie.

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Przejdź na kolejną, by czytać dalej.

Reply