Pojechał pomagać ofiarom huraganu, choć sam przez kataklizm stracił dom. Niestety szef nie docenił jego dobroduszności i zwolnił go z pracy!

Niesienie pomocy to szlachetny gest, który nie zawsze jest właściwie doceniany.

Człowiek wobec potęgi przyrody często pozostaje bezradny. Musi zdać się na jej łaskę i liczyć na to, że wiatr, woda czy płomienie nie pozbawią go życia, gdyż żywioły potrafią uderzyć z niewyrażalną siłą, która niszczy wszystko, co napotka na swej drodze. Ludziom w takich sytuacjach pozostaje tylko jedno: uciekać.

 

26 sierpnia 2017 roku doszło do utworzenia huraganu piątej kategorii, któremu nadano nazwę Irma. Powstał on na zachód od kontynentu afrykańskiego, skąd powędrował w stronę Wysp Karaibskich i Florydy, zamieniając napotkane miasta i wioski w sterty gruzu.

Wiatr wiejący z prędkością ponad 300 km/h, pozbawił dachu nad głową tysiące osób, a skalę strat wciąż trudno oszacować, gdyż zniszczeniu uległo niemal wszystko, co znalazło się w zasięgu Irmy. Wśród poszkodowanych przez żywioł znalazł się też Julio Melendez, którego kłopoty niestety nie skończyły się wraz z przejściem huraganu.

 

Julio pochodzi z Gwatemali, ale od wielu lat żyje i pracuje na Florydzie. Jest skromnym ogrodnikiem, dlatego kupno domu kosztowało go wiele wysiłku. Niestety huragan całkowicie zniszczył budynek i mężczyzna znalazł się na ulicy. Wiatr oszczędził jedynie samochód i Julio postanowił w nim zamieszkać.

Choć mężczyzna stracił swój dobytek, to stwierdził, że i tak ma ogromne szczęście, gdyż żyje i ostało mu się auto. Uznał więc, że w takiej sytuacji nie powinien narzekać i liczyć na wsparcie ze strony innych i samemu zaczął pomagać tym, którzy są w jeszcze gorszej sytuacji niż on.

Ciąg dalszy historii Julio znajdziecie już na drugiej stronie. 

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Przejdź na kolejną, by czytać dalej. źródło : nolocreo.com

Reply