Kiedy inni wyrzucali, on je gromadził, by dać im drugie życie. Jose przez 20 lat wybierał książki z kubłów na śmieci, po czym otworzył bibliotekę dla najbiedniejszych!

Łatwo jest podzielić się z innymi pieniędzmi, czy jedzeniem. Dużo trudniej jednak pomóc im zdobyć wiedzę, której potrzebują, by wyrwać się z biedy, w której przyszło im żyć.

Ubogie dzieci zwykle nie mają możliwości zdobycia potrzebnego wykształcenia. Ich rodziców nie stać na książki i szkolenie swoich pociech. Zwykle więc ich dzieciństwo jest krótkie. Zmuszone są do szybkiego dorastania i podjęcia pracy w bardzo młodym wieku. Niestety rzadko kto może im pomóc.

To bowiem, czego potrzebują, nie ogranicza się do jedzenia i ubrań, tak jak to się wydaje możnym tego świata.

Nie wystarczy dać biednym ryby, oni potrzebują wędki, by sami mogli ją sobie złowić. Choć to logiczne, bogaczom jakoś nie mieści się w głowach. Wolą wymigiwać się organizowanymi zbiórkami żywności dla ubogich, niż postarać się o pracę i wykształcenie, by w ten sposób długofalowo rozwiązać problem.

I choć wydaje się, że skoro problemu nie rozumieją możni tego świata, to mało kto jest w stanie go zrozumieć, to prawda jest zupełnie inna i bardzo zaskakująca. Zrozumiał to bowiem najzwyklejszy w świecie śmieciarz, który ocalił od zniszczenia książki, które inni wyrzucili na śmietnik.

Mężczyzna w ciągu 20 lat jeżdżenia śmieciarką zebrał i uratował od zniszczenia 25 tys. książek! Jeśli więc jest na tym świecie choćby jedna osoba, która wątpi w istnienie książkowego raju najwidoczniej jeszcze nie słyszała o José Alberto Gutiérrezie.

Mężczyzna z kolumbijskiej Bogoty zrobił dla biednych dzieci więcej niż wszyscy ci, którzy co jakiś czas, zamiast wrzucić pieniążek do fontanny, czy automatu z kawą oddają go na cele charytatywne. Ba, zrobił nawet więcej niż niejeden posiadacz fundacji charytatywnej, która gro z tego, co dostaje przeznacza na swoje potrzeby.

Dodajmy, zrobił to zupełnie bezinteresowanie. Sam nawet nie wiedział, że jedna książka ocalona od zniszczenia uruchomi lawinę dobra, która miała potem miejsce.

Od czego zaczynał? Jak to się stało, że jego kolekcja urosła do tak monstrualnych rozmiarów, tego dowiesz się z kolejnej strony.

powinny, zwykle używane książki zamiast w antykwariacie lądują na śmietniku. Zawsze jednak istnieje szansa, że znajdzie je jakiś człowiek o wrażliwym sercu i weźmie ze sobą do domu. Tak właśnie było z Gutiérrezem, który pewnego dnia znalazł w zabieranych śmieciach „Annę Kareninę” Lwa Tołstoja. Ta pierwsza książka okazała się dla niego niezwykle ważna, zapoczątkowała, misję, która trwa nadal w najlepsze, misję ratowania bezpańskich książek, które przydałyby się tym, których na nie nie stać.

 

Mężczyzna począł zabierać ze sobą do domu wszystkie te egzemplarze, które nie były zniszczone i mogły się jeszcze komuś przysłużyć. W miarę jak kolekcja rosła sąsiedzi zaczęli odwiedzać dom Jose, dopytując, czy mogą pożyczyć tę, czy tamtą pozycję, dla swoich dzieci i biednych kuzynów, którzy nie mają się, z czego uczyć. Wtedy właśnie zrodził się pomysł biblioteki społecznej.

Powstała „La Fuerza de Palabras” (siła słów przyp. red.), biblioteka, która zajęła cały parter domu kolumbijskiego śmieciarza. Poukładane w wysokie ściany książki zapełniły ściany i sięgnęły do sufitu.

reza zaczęła pomagać mężczyźnie w zarządzaniu projektem. Układać, administrować, organizować imprezy i eventy. Cel był jasny: zaszczepienie miłości do książek dzieciom i nastolatkom oraz pomoc w ich edukowaniu. Gutiérrez mieszka w La Nueva Gloria, dzielnicy o niskich dochodach w południowej części Bogoty. Kiedy rozpoczął zbieranie książek jedyna szkoła w okolicy nawet nie miała swojej biblioteki! W trakcie swojej misji Jose przekazał materiały do 235 różnych szkół i instytucji!

Jego zbiór stał się zbiorem publicznym. Miasto oddało mężczyźnie stara karetkę, by mógł nią przewozić książki do swej kolekcji. W planach jest też przeniesienie biblioteki z domu śmieciarza do nowego budynku, gdzie mogłaby stać się pełnowymiarowa biblioteką publiczną.

Pozostali kierowcy śmieciarek już wiedzą dokąd zabrać znalezione książki.

Nie ma czegoś takiego jak niebo książkowe, ale La Fuerza de las Palabras musi być całkiem podobnym.

 

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Przejdź na kolejną, by czytać dalej. źródło : elheraldo.hn, upworthy.com

Reply