Kobiecie zostało osiem tygodni życia, bo lekarze pomylili raka z depresją! Rodzina przeżywa horror…
Przyjmuję z szacunkiem i wdzięcznością dla moich Mistrzów nadany mi tytuł lekarza i w pełni świadomy związanych z nim obowiązków przyrzekam: obowiązki te sumiennie spełniać, służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu, według najlepszej mej wiedzy przeciwdziałać cierpieniu i zapobiegać chorobom itd.
Przysięga lekarska zobowiązuje medyków do robienia wszystkiego, co w ich mocy, by pomóc chorym. Ludzie, którzy zwracają się do nich o pomoc, zawierzają im swoje życie, ufając, że składają je w dobre ręce.
Błędy i pomyłki w sztuce lekarskiej oczywiście się zdarzają, bo mylić się jest rzeczą ludzką. Zanim jednak lekarz postawi diagnozę, powinien sprawdzić każdy możliwy objaw i wykluczyć wszelkie wątpliwości. Musi wiedzieć, że w kwestii błędów przypominać może sapera, który myli się tylko raz, a jego błąd może być fatalny w skutkach.
Przyrzeczenie lekarskie zobowiązuje medyków do ciągłego szkolenia, poszerzania swojej wiedzy medycznej, zdobywania kolejnych umiejętności. Mają zrobić wszystko, by żaden z ich pacjentów nie odszedł od nich z niczym. Swoich diagnoz nie mogą opierać o własne widzi mi się, wystawiać recept na podstawie wyglądu pacjenta, czy tylko i wyłącznie przeprowadzonego z nim wywiadu. Postępując wbrew przysiędze, plamią dobre imię ich zawodu, który powinien być misją.
To, jak lekarze potraktowali Tinę Locke z Pennyraig w prowincji Rhondda jest niedopuszczalne. Kobieta nieustannie uskarżała się na bóle brzucha i klatki piersiowej, lekarze uznali jednak, że ma depresję, bo wyglądała zbyt dobrze, jak na nowotwór! Przez dwa lata nie dostawała żadnych leków oprócz antydepresantów, nie dawno jednak ci sami medycy zmienili diagnozę i oznajmili kobiecie, że zostało jej osiem tygodni życia!
Więcej o ich horrendalnym zachowaniu dowiesz się z kolejnej strony.
żyła się na bóle żołądka i klatki piersiowej, lekarze upewniali ją w w tym, że nie cierpi na nic poważnego. Na podstawie jej korzystnego wyglądu i samopoczucia, na czele z przejawianą mieszanką irytacji i smutku, leczyli ją na depresje, faszerując antydepresantami. Zdiagnozowali również stany lękowe i fibromialgię (chorobę reumatyczną przyp. red.), nowotworu jednak się nie dopatrzyli. Nie wzięli pod uwagę tego, że lęki mogą być związane, ze strachem, który odczuwała kobieta z powodu nieprzechodzącego bólu.
Irytacji nie połączyli z faktem, iż kobiecie nie pomagały zażywane medykamenty, a smutek ich zdaniem nie był efektem ubocznym przyjmowania dużych dawek antydepresantów. Po dwóch latach od postawienia fałszywej diagnozy z błędu medyków wyprowadziła sama pacjentka, domagając się przeprowadzenia dodatkowych badań.
Kiedy je wykonali, nagle „oświeceni” odkryli, że kobieta ma rzadki złośliwy nowotwór przewodu pokarmowego (gruczolakorak przyp. red.) z przerzutami do jamy brzusznej i do okolicznych węzłów chłonnych. Diagnoza była jak wyrok: maximum osiem tygodni życia. Stan kobiety nie pozwolił na rozpoczęcie radio-, czy chemioterapii.
Ostatnią deską ratunku okazała się kosztowna terapia w Niemczech.
awie leczenia Tiny toczy się postępowanie, nawet najbardziej skrupulatne śledztwo nie może jednak przywrócić jej zdrowia, ani ofiarować kolejnych szczęśliwych lat z rodziną. Ostatnią szansę na ocalenie stanowi tzw. immunoterapia, polegająca na stymulowaniu układu odpornościowego w taki sposób, by zaczął zwalczać chorobę. Leczenie tą innowacyjną metodą kosztuje bagatela 300 tys. funtów. Terapia tego typu jest refundowana przez NHS (angielski NFZ przyp. red.) jednak nie dla nowotworów żołądka.
Do instytucji zaapelowano o ominięcie formalności i pokrycie kosztów leczenia, które mogą uratować życie Tiny, do tej pory NHS był jednak głuchy a te prośby. Mąż kobiety i jej znajomi zbierają więc pieniądze na leczenie poza granicami kraju. Mają 8 tys. funtów, co w tej chwili jest tylko kroplą w morzu ich potrzeb.
Pomoc kobiecie można m.in. wchodząc na jej fanpage Tina Locke Fundraising Page na Facebooku.