Miał duszę artysty, ale poszedł do wojska i ołówek zamienił na karabin. Dziś robi coś niezwykłego: maluje portrety zaginionych żołnierzy
Michel Reagan był chłopcem, kiedy postanowił przysłużyć się ojczyźnie i wyjechał do Wietnamu. Na wojnę nie wybrał się sam. Towarzyszył mu przyjaciel. Vnnie Santaniello miał takie same ideały i młodzieńczą pasję, co Michael. Zabrakło mu jedynie trochę szczęścia. Zginął podczas ataku rakietowego na bazę wojskową marines. Do końca towarzyszył mu wierny przyjaciel. Vinnie wymusił na Michaelu pewną obietnicę.
Michael przysiągł, że przeżyje i zacznie realizować swe pasje, nie zmarnuje talentu i życia. Słowa przysięgi kotłowały się w głowie Reagana i kiedy wrócił do kraju zaczął realizować to, co obiecał. Początkowo malował portrety gwiazd oraz celebrytów, sprzedawał je, a pieniądze przeznaczał na cele charytatywne. Ciągle jednak zastanawiał się, czy to wszystko, co może zrobić dla świata. Nie wiedział, czy taka zapłata za odzyskane (a może darowane) życie, wystarczy.
Mężczyzna był pełen lęku. Budził się w środku nocy, zlany potem. Śmierć przyjaciela stanowiła prawdziwą traumę. Nie potrafił o niej zapomnieć ani się z nią pogodzić. W tym czasie był już znanym i szanowanym artystą. W 2004 r. zwróciła się do niego pewna wdowa i poprosiła, by namalował portret jej poległego na misji w Iraku męża. Michael zgodził się bez oporów. Nie wziął od kobiety pieniędzy. Tamtej nocy pierwszy raz od dłuższego czasu spał spokojnie.
Ten jeden moment był przełomowy. Dał bodziec do rozpoczęcia tzw. Fallen Heroes Project. Michael zaczął sam zgłaszać się do wdów i prosić o możliwość upamiętnienia zmarłego, czy zaginionego męża. Malował na podstawie zdjęć, a w swoją sztukę wkładał całe serce. Od tamtego czasu spod jego pędzla wyszło już grubo ponad 5 tys. portretów. Za każdym z nich stoi dramat rodziny, która znalazła ukojenie choćby w tym, że ktoś pamiętał o anonimowym sierżancie i zechciał go uwiecznić.
Artysta maluje dwa portrety dziennie. Nad każdym z nich spędza około 5 godzin. Kocha to, co robi i tego nienawidzi. Natura jego pracy nie jest prosta. Każdy człowiek, którego uwiecznia to ukochany mąż i troskliwy tata, którego zabrakło. Michael stara się jak może, a mimo to wie, że nie przywróci ich do życia. W oczach rysowanych przez niego żołnierzy można jednak wiele wyczytać. Jest w nich jakaś prawda, autentyczny żal i miłość.
Mąż Deborah May nie wrócił z misji w Iraku. Nigdy nie poznał swego syna, który urodził się, kiedy żołnierz był za granicą. Dziecko spojrzy kiedyś na portret taty i dowie się z niego, jak wyglądał.