„Miała makijaż i biżuterię, regularnie ją golono”. Pony przez 6 lat była niewolnicą w domu publicznym!

Ofiary gwałtów coraz głośniej mówią o tym, co ich spotkało. 

Nie brak akcji uświadamiających społeczeństwo. To sprawia, że powoli znikają krzywdzące stereotypy. Coraz rzadziej pojawiają się komentarze, że ofiara napaści sama sobie była winna, bo założyła zbyt krótką spódnicę, prowokowała makijażem itp. Te dobre zmiany, mają jednak również smutne konsekwencje. W ich następstwie gwałciciele „przerzucają się” na jeszcze bardziej bezbronne ofiary. Dzieci, które wstydzą się o tym mówić i zwierzęta, które nie mogą się bronić. 

Choć to groteskowe i nie mieści nam się w głowie, są zakątki świata, w których zwierzęta porywa się od matek i szkoli do uprawiania nierządu. Całe życie służą one swym panom w ten najbardziej chory i uwłaczający wszelkiej godności sposób. Pony przez 6 lat „pracowała” w indonezyjskim domu publicznym Kareng Pangi w Central Kalimantan. Regularnie wykorzystywano ją do spełniana wszelkich zachcianek mężczyzn. Żeby bardziej przypominała człowieka, golono ją, malowano i dawano do noszenia biżuterię. Perfumowano. 

Wytresowano ją nawet do tego, by kręciła biodrami na widok mężczyzn. Wolontariusze organizacji Borneo Orangutan Survival Foundation UK znaleźli ją w okrutnym stanie, przykutą do łóżka, pokrytą ranami i ropniami. Wiedzieli, że tam będzie, bo orangutanka była erotyczną „maskotką” wioski. Dom publiczny, w którym ją przetrzymywano utrzymywał wieś, a Pony była jego największą „atrakcją”. Szukający „egzotyki” mężczyźni ściągali tam z różnych zakątków Indonezji. 

Michelle Desilets, opiekunka Pony w jej nowym domu oraz dyrektor fundacji, która ją uratowała wiedziała, że nie będzie łatwo uwolnić orangutanki. Miejscowi zgotowali wolontariuszom szczególne przyjęcie. Powitał ich orszak uzbrojonych w noże i włócznie mężczyzn, którzy nie chcieli oddać swojej „zabawki”. 

Jej właścicielka, prowadząca dom publiczny płakała i krzyczała, kiedy zabieraliśmy Pony. Zarabiała naprawdę niezłe pieniądze dla całej wioski i nikt nie chciał, abyśmy ją zabrali – wspomina Michelle. 

W asyście 35 funkcjonariuszy udało się jednak zabrać zwierzę w bezpieczne miejsce. 

Przejdź na następną stronę, by dowiedzieć się więcej.

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Przejdź na kolejną, by czytać dalej.

Reply