Na pierwszy rzut oka to zdjęcie wygląda na szczęśliwy obrazek. Gdy jednak przyjrzysz mu się dokładniej, odkryjesz przerażającą prawdę…

Czasami to, co nam się wydaje, to tylko pozory.

Uśmiechnięci ludzie, weseli i sympatyczni znajomi, nieznośni sąsiedzi – oni wszyscy mogą okazać się zupełnie inni niż początkowo myśleliśmy. Pod uśmiechem na twarzy może tkwić głęboko skrywany smutek. Wesołość i uczynność może być tylko wydmuszką dla wrodzonego fałszu. Niemili sąsiedzi mogą tak naprawdę przeżywać jakiś prywatny dramat, który zmienił ich w plujących jadem zgorzknialców.

Tak już jest z pierwszym wrażeniem. Bywa mylne. Tak samo jest w przypadku tego zdjęcia, na którym z pozoru szczęśliwa para tuli do siebie nowo narodzonego wcześniaka. Prawda jednak jest zupełnie inna, a lekki uśmiech błądzący na twarzach tych świeżo upieczonych rodziców, to tak naprawdę śmiech przez łzy.

W rzeczywistości cieszą się oni nie dlatego, że doczekali się swojej pociechy, a tylko z tego, że dane im było potrzymać ją na rękach, gdy z trudem łapała ostatni oddech…

Gdy Alyssa i Justin Young odkryli, że kobieta jest w ciąży, byli w siódmym niebie. Choć Alyssa była świadoma możliwych komplikacji z powodu niekorzystnej genetyki, z nadzieją oczekiwała dziecka.

Wkrótce Youngowie poznali płeć malca. Dowiedzieli się, że Alyssa urodzi dziewczynkę. Swoją małą córeczkę postanowili nazwać Scarlett. Zaczęli regularnie chodzić na USG i obserwować, jak rozwija się mała. Rutynowe kontrole nie pokazywały żadnych komplikacji. Jeszcze w 19 tygodniu dziewczynka miała się dobrze.

Była doskonała. Ważyła prawie 400 gramów. Miała idealne tętno. Była moją dumą i radością – cieszyła się Alyssa.

Mimo tego, że wiedziała, że dziecko rozwija się doskonale, matka nie mogła się oprzeć wrażeniu, że coś jest nie tak. Zaczęła też odczuwać ból, który mocno ją zaniepokoił. Jego źródło poznała dopiero kilka dni później.

Dalszą część tej smutnej i wzruszającej historii poznasz, przechodząc na kolejną stronę.

karze, którzy badali ją wcześniej nie zauważyli niczego niepokojącego, Allysa wierzyła więc, że wszystko się ułoży. Dla pewności skontaktowała się jednak z lekarzem prowadzącym, nie przestając modlić się o to, by wszystko było dobrze. W końcu musiała jednak udać się do lokalnego szpitala z powodu delikatnego krwawienia, na które zaczęła się uskarżać. Na miejscu lekarze zbadali małą Scarlett w brzuchu mamy. I tym razem jednak nie dostrzegli żadnych oznak choroby.

Po dniu spędzonym w szpitalu Alyssę wypuszczono do domu. Nie przestała jednak uskarżać się na ból. Gdy ten się nasilił, kobieta znowu trafiła do lecznicy. Medycy nie mieli dla niej dobrej wiadomości. Jej ciało próbowało pozbyć się dziecka. Nie było jednak jeszcze za późno na interwencję lekarzy, którzy ze wszystkich sił próbowali utrzymać tę ciążę.

Wkrótce jednak u Alyssy wykryto niewydolność cieśniowo-szyjkową, powikłanie ciąży, polegające na niezdolności szyjki macicy do utrzymania ciąży do przewidywanego terminu porodu.

Jej macica zaczęła się rozszerzać, szykując do porodu. Lekarze dali matce leki, mające zatrzymać ten proces. Medykamenty okazały się jednak zbyt słabe. Już drugiego dnia po przyjęciu do szpitala kobieta miała rozszerzenie wielkości 5 cm.

sprawę, że ich córka najprawdopodobniej nie przeżyje porodu, Young i jej partner zaczęli zawiadamiać rodzinę, by miała szansę zobaczyć dziecko…i się z nim pożegnać. Ostatecznie dziewczynka urodziła się w 20 tygodniu ciąży. Oddychała jeszcze przez dwie godziny, zanim jej serce przestało bić. – Trzymałam ja, a ona łapała oddech. Zdążyłam jej powiedzieć, jak jest mi przykro. Powiedziałam, jak bardzo ją kocham i że to nic złego odpuścić. Widząc, że umiera byłam taka bezradna. Ale tak wdzięczna, że mogłam, choć chwilę potrzymać ją na rękach. To była czysta miłość – wyznaje Alyssa Young.

Ze Scarlett pożegnała się cała rodzina. To był najtrudniejszy dla nich moment. Za całe życie musiały im wystarczyć te krótkie dwie godziny. Małżeństwo długo nie mogło pogodzić się ze stratą córki. Do siebie dochodzić zaczęli dopiero po podzieleniu się bólem z innymi, w podobnej sytuacji. Założyli Fanpage na Facebooku poświęcony zmarłej córeczce, gdzie zaczęli dzielić się doświadczeniami z innymi dotkniętymi utratą dziecka opiekunami.

Ból podzielony na tysiące kawałków zrobił się mniejszy.

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Przejdź na kolejną, by czytać dalej. źródło : rebelcircus.com

Reply