Niepełnosprawna kobieta potrąciła chłopca swoim skuterem inwalidzkim. Gdy jego rodzicom udało się ją zatrzymać, nawet nie przeprosiła

Charakter człowieka nie zmienia się, gdy ten traci pełnoprawność. Cytując Wojciecha Młynarskiego: Jak ktoś jest żłób, będzie żłób.

To jacy jesteśmy kształtuje się przez całe życie. Na nasz charakter mają wpływ nasze doświadczenia i zgromadzony bagaż doświadczeń. Utrata sprawności to dla aktywnego człowieka ogromny cios, zarówno ludzie silni, jak i słabsi, wszyscy na początku tak samo sobie z nią nie radzą. Dopiero po czasie uczą się na nowo życia z własnym ciałem.

Przyzwyczajają, że nie jest ono im już w pełni posłuszne. To trudny, długotrwały proces, który jednak w końcu przynosi efekty. Ludzie zdrowi współczują niepełnosprawnym, skrycie dziękując Bogu i losowi, że ich to nie spotkało. Na ich upór i wytrwałość w nauce panowania nad ciałem patrzymy z szacunkiem i podziwem. W naszych oczach to coś smutnego, ale i fascynującego. Niepełnosprawnych postrzegamy, jako silnych ludzi zmagających się z przeciwnościami losu i w pojedynkę pokonujących drogę do odzyskania siebie.

Wyobrażamy sobie, że ta codzienna walka kształtuje ich charakter, że są silni, ale i dobrzy, że doceniają życie i są szczerze wdzięczni za okazaną pomoc i wsparcie. Te stereotypowe wyobrażenia niekoniecznie są jednak prawdziwe. Wśród niepełnosprawnych, tak samo, jak i wśród zdrowych osób nie brakuje ludzi zimnych, wyrachowanych i nieczułych. Niektórzy stali się zgorzkniali z powodu swej choroby, inni po prostu mają taki charakter.

W historii, którą chcemy wam opowiedzieć, to nie staruszki na skuterze inwalidzkim, trzeba żałować i jej współczuć, ale chłopcu, którego potrąciła i przeciągnęła zaczepionego o pojazd kilkanaście metrów po ruchliwej ulicy, zanim rodzice chłopca zatrzymali jej maszynę.

Co powiedziała kobieta po unieruchomieniu skutera. Przejdź na następną stronę i poznaj jej wersję zdarzeń.

tni Adam Kemp z Gosport był w pracy, kiedy otrzymał telefon od spanikowanej żony Esther, która błagała, by natychmiast wrócił do domu. Nie mógł uwierzyć, gdy usłyszał od żony, że 70-letnia staruszka wjechała w jego syna i ciągnęła go kilkanaście metrów po ruchliwej drodze. Do wypadku z udziałem skutera doszło rano, gdy Esther, matka Finley’a i czteroletniej Evie była z dziećmi na spacerze. Prowadziła maluchy chodnikiem przy ruchliwej drodze.

Zbliżała się już do rodzinnego domu, gdy niespodziewanie wjechał w nich skuter dla niepełnosprawnych. Prowadzona przez staruszkę maszyna uderzyła najpierw w czterolatkę, która odbiła się od niej jak szmaciana lalka, a potem w jej starszego brata. Wystraszony chłopiec zaczepił się ubraniem o skuter, który zaczął ciągnąć go po drodze, na którą wkrótce zjechała starsza kobieta.

Esther krzyczała do staruszki, by ta się zatrzymałam kobieta jechała jednak dalej. Przeciągnęła malucha kilkanaście metrów po asfalcie, zanim w końcu udało się jej zatrzymać maszynę. Zirytowana, przerażona matka podeszła do niej domagając się wyjaśnień. Kobieta rzuciła więc, że nie mogła zatrzymać się wcześniej, bo nie potrafiła, a dzieci same weszły jej pod koła. Odjechała bez słowa przeprosin.

snych otarć i siniaków. Dużo boleśniejsza okazała się jednak doznana trauma po wypadku. Gdy w domu Kempów pojawiła się policja, odmówił rozmowy z funkcjonariuszami. Jest też zbyt wystraszony, by pójść do szkoły, czy choćby wyjść na podwórko i chodnik przed domem. Staruszka jest teraz poszukiwana. Sporządzono już jej rysopis. Policja wątpi, by przez warkot maszyny i szum dochodzący z ulicy, nie słyszała donośnych krzyków matki, która nawoływała, by się zatrzymała.

Gdy kobieta zostanie znaleziona, najpewniej zostanie poddana przesłuchaniu i dokładnie wypytana, dlaczego zamiast zatrzymać się od razu, ciągnęła za sobą bezbronne dziecko przez kilkanaście metrów. Funkcjonariusze wyjaśnią, czemu miała „problemy z zatrzymaniem skutera”. Policjanci dowiedzą się też czemu nie miała choćby grama współczucia dla poranionego chłopca i odjechała bez przeprosin. Rodzina jednak już tego się domyśla. – Ona miała to gdzieś, co się stało z naszym dzieckiem – mówi ojciec Finley’a.

 

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Przejdź na kolejną, by czytać dalej. źródło : metro.co.uk, thetimes.co.uk

Reply