Pielęgniarka weterynaryjna podtruwała swojego psa, bo chciała żeby ludzie jej współczuli. Pomagała obcym zwierzętom, a swoje krzywdziła

Niektórzy ludzie są jak Doktor Jekyll i pan Hyde.

Za dnia spokojni, uczynni, pomocni i dobrzy, nocą to prawdziwe bestie. Nie bez powodu mówi się, że cicha woda rwie brzegi, a większość ludzi którzy mają na swoim koncie jakieś, prawdziwe zbrodnie nigdy nie zwraca uwagi swego otoczenia wulgarnymi zachowaniami. Wręcz przeciwnie, to osoby ciche potulne, pokorne i niebywale skromne. Tacy są psychopaci, ich zaburzona psychika objawia się w różny sposób.

Jedni zbrodnię traktują, jak sztukę, a siebie jak artystów, wirtuozów. Drudzy desperacko próbują przyciągnąć nimi uwagę swego otoczenia. Potrzeba ciągłego bycia na świeczniku, sprawia, że zaburzone osoby są zdolne do wielu okrutnych zachowań. Zrobią wszystko, by inni o nich mówili. Teatralne gesty są u nich na porządku dziennym. W ich zachowaniach wyraża się również nadmierna emocjonalność.

Nie tak dawno głośna była historia dziewczyny, która przekonała swojego chłopaka do popełnienia samobójstwa, tylko po to, aby inni współczuli jej dramatu, jaki „przeżyła” po jego śmierci. Historia 28-letniej Georginy Bretman  z Giffnock w angielskim Glasgow jest do złudzenia podobna, tyle tylko, że tym razem ofiarą głodnej uwagi stał się nie nastoletni chłopak, a bezbronny czworonóg.

Choć kobieta na co dzień pracuje, jako pielęgniarka w lecznicy dla zwierząt, a do jej zadań należy troskliwa opieka nad czworonogami, bez skrupułów posłużyła się swoim psem, by przyciągnąć uwagę znajomych i wywołać w nich współczucie. Chciała być „biedną dziewczyną, której piesek ciągle choruje”. Co grozi jej za szpikowanie bezbronnego zwierzęcia szkodliwymi substancjami?

Czytaj na następnej stronie.

lęgniarka weterynaryjna w lecznicy dla zwierząt zajmuje się głównie dokumentacją medyczną i lekami. Prowadzi aptekę i magazyn, ma więc stały dostęp do medykamentów. Wykradnięcie jakiegoś specyfiku nie stanowi dla niej więc większej trudności. Prawdopodobnie właśnie w ten sposób Bretman weszła w posiadanie insuliny, którą regularnie szpikowała swojego dwuletniego cocker spaniela, Florence. Była samotna, czuła się niepotrzebna, a w domu nikt na nią nie czekał.

Właśnie dlatego za każdym razem, kiedy miała dzień wolny, przybywała do kliniki prywatnie, jako zasmucona właścicielka ciężko chorego psa. Przywoziła Florence, która cierpiała na konwulsje, drgawki i wymioty. Pies dochodził w klinice do siebie, a ona mogła się „cieszyć” uwagą i współczuciem personelu lecznicy.

Po pewnym czasie szef chorej kobiety dostrzegł pewną prawidłowość. Dodał dwa do dwóch i doszedł do wniosku, że ataki choroby czworonoga zdarzają się tylko wtedy, kiedy jego pracownica ma wolne. Dał więc Bretman dzień urlopu i czekał, kiedy pojawi się w klinice ze swym ciężko chorym psem.

pomylił się. Georgina zjawiła się w klinice w kilka godzin po jej otwarciu, z chorym psiakiem na ręku. Po przebadaniu okazało się, że Florence ma niezwykle niski poziom glukozy we krwi. Weterynarz był pewien, że to wina pielęgniarki, która szpikuje zdrowego psa lekami. Bretman podawała swojej pupilce insulinę, która w krótkim czasie mogła doprowadzić do zapadnięcia czworonoga w śpiączkę, a nawet śmierci zwierzęcia! Po potwierdzeniu podejrzeń, Florence odebrano Bretman.

Znalazła już nowy dom i właścicieli, którzy z miejsca ją pokochali. Bretman straciła pracę, a jej prawo do wykonywania zawodu zostało czasowo zawieszone. Kobiecie postawiono zarzut znęcania się nad zwierzęciem. Grozi jej nawet 20 tys. funtów grzywny i do roku więzienia. Kobieta nie przyznaje się do winy i utrzymuje, że została we wszystko podle wrobiona.

Kobieta już nie wróci do opieki nad zwierzętami ani do kliniki na zdjęciu, ani żadnej innej.

 

 

 

 

 

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Przejdź na kolejną, by czytać dalej. źródło : metro.co.uk, mirror.co.uk

Reply