Przez 12 lat mieszkała w drewnianej skrzyni. Uratowano ją w 1989 r., co się z nią później stało?

Czasami zielonego pojęcia nie mamy, co skrywają ludzie z naszego otoczenia. 

Mogą wydawać się cisi, a my możemy myśleć, że to introwertycy, którzy nie lubią mówić o sobie. Mogą wydawać się spokojni, a nam wydaje się, że to taka ich cecha – rozwaga i opanowanie. Może się nam wydawać, że coś jest z nimi nie tak, ale odrzucamy te myśli, wmawiając sobie, że to tylko nasza chora wyobraźnia. Tymczasem prawda jest czasem wyjęta prosto z horroru.

Lyubov Mikhalitsyna ze wsi Aleksandrówka w rosyjskim obwodzie kirowskim. Całe życie uchodziła za osobę zamkniętą w sobie i mało wygadaną. Dla innych mieszkańców wsi była zwyczajnie dziwna, wycofana, mało komunikatywna. Kobieta pracowała jako służąca i doiła krowy u jednego z bogatych gospodarzy we wsi. Często zabierała mleko i resztki jedzenia dla psa o imieniu Mickey. 

Kiedy jednego dnia nie przyszła do pracy, inne służące postanowiły udać się do jej chaty i sprawdzić, co się z nią stało. Gdy tam poszły, ujrzały, że kobieta leży na podłodze. Piła dużo alkoholu i często skarżyła się na bóle w klatce piersiowej. Podejrzewano zawał.

Widok kobiety był smutny i przerażający. Było jednak coś jeszcze… Choć Lyubow leżała bez ruchu, w domu nie było cicho. Coś zatrzeszczało i nie była to żadna z przybyłych służek. Kobiety z przerażeniem wybiegły z chaty. Wezwały dowódcę kołchozu, żeby sprawdził, co to za nieproszony gość przebywa w domu ich zmarłej koleżanki. Postawny, odważny mężczyzna o mało nie zemdlał, gdy to zobaczył…

Czytaj dalej na kolejnej stronie.

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Przejdź na kolejną, by czytać dalej.

Reply