Myśleli, że stawką są wielkie pieniądze, było nią ich życie. Uczestnicy tanecznych maratonów padali na parkiecie bez tchu

Człowiek jest w stanie zrobić wszystko dla pieniędzy.

Ten smutny wniosek wypływa z niczego innego jak z historii. Na jej kartach zapisanych jest wiele przypadków, w których ludzie podejmowali największe ryzyko, tylko po to, by mieć trochę grubszy portfel. Od niepamiętnych czasów chcieliśmy latać, nigdy się nie starzeć i mieć ogromne majątki. To się nie zmieniło, może tylko sposoby na osiągnięcie tych celów są dziś inne.

Świat poszedł do przodu i zapomniał o przeszłości, zwłaszcza tej czarno-białej. Skupiliśmy się na teraźniejszości i mało wiemy o tym, co było. Dziś odchodzi się już od myślenia, że USA to raj i kraina marzeń, a każdy spełnia tam swój „amerykański sen”. Stany Zjednoczone są wyśmiewane za sprawą kontrowersyjnego prezydenta. Myślimy o nich, jak o dalekim lądzie, którego mieszkańcom wydaje się, że oprócz nich, nikt nie zamieszkuje Ziemi.

Może trochę w tym prawdy, ale trzeba pamiętać, że nie zawsze tak było. Państwo to było niegdyś bardziej połączone ze światem, ulegało zdecydowanie większym wpływom z zewnątrz i jak wszystkie inne kraje dopadały je kryzysy. Jeden z nich, zwany Wielkim Kryzysem, w latach 1929 – 1933 uderzył w Amerykę z siłą, której nie można się było spodziewać. Sprawił, że ludzie musieli się bardzo starać, by mieć co włożyć do garnka. O pieniądze walczyli jak lwy np. na parkiecie.

Więcej o tanecznych maratonach przeczytasz na następnej stronie.

atony tańca (Walkathons) to amerykański fenomen, który cieszył się ogromną popularnością w latach 1920 – 1930. Dla kompletnie spłukanych ludzi, o których nie było trudno w czasie tzw. Wielkiego Kryzysu, stanowiły metodę względnie szybkiego zarobienia na życie. Ich organizatorzy zapewniali swym tancerzom tzw. wikt i opierunek, a zwycięskiej parze nagrodę – zwykle kilka tysięcy dolarów.

W trakcie takich konkursów nie liczyło się wykształcenie, czy umiejętności taneczne, ale wytrzymałość. Zawody trwały całe dnie, tygodnie, a czasem i miesiące, a ich uczestnicy tańczyli dosłownie do upadłego. Maratony organizowano w różnych miastach Stanów Zjednoczonych (m.in. Spokane, Seattle, czy Bellingham) . Przenoszono je z miejsca na miejsce. Były jak objazdowe cyrki, organizatorzy dostrzegli bowiem, że największym zainteresowaniem cieszą się tylko, kiedy stanowią nowość, coś, czego ludzie jeszcze nie widzieli.

ganizatorzy bogacili się na nich, zbierali od licznej publiczności pieniądze (zwykle około 25 centów), z czego mały procent oddawali tancerzom. Po opłaceniu biletów, goście mogli oglądać zawody, jak długo chcieli. Zasady maratonów były różne. Zwykle jednak jedna osoba z pary, zawsze musiała być w ruchu, w tym czasie druga mogła zmienić buty, zdrzemnąć, czy załatwić potrzeby fizjologiczne. Takie przerwy trwały nie dłużej niż 15 minut.

W 1923 roku w trakcie maratonu w Nowym Jorku, niejaki Homer Morehouse, upadł i zmarł. Przetańczył 88 godzin bez przerw. Miał 27 lat. Ta śmierć nie zaszkodziła wcale tanecznemu szaleństwu. Mało tego, prawdopodobnie było ich więcej, ale nie zostały udokumentowane (w końcu organizatorzy nie mieli się czym chwalić). Do historii przeszli za to rekordziści. Mike Ritov i Edith Boudreaux tańczyli nieprzerwanie od 29 sierpnia 1930 do 1 kwietnia 1931 (czyli 5152 godzin nie licząc przerw). Za swój wyczyn dostali 2 tys. dolarów (dziś to równowartość 28 tys. dolarów).

 

 

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Przejdź na kolejną, by czytać dalej. źródło : thesun.co.uk, mashable.com, historylink.org

Reply