Wspinali się trzy tygodnie, by wziąć ślub na szczycie Mount Everestu. Zdjęcia z tej uroczystości są olśniewające!
Ashley Schneider i James Sisson postanowili wziąć ślub na najbliższym Boga miejscu na ziemi. Powiedzieli sobie: tak w bazie na wysokości 5 tysięcy metrów nad poziomem morza!
Za granica bardzo popularne są śluby poza kościołami i urzędami. Zakochani bardzo często wypowiadają słowa przysięgi w jakimś romantycznym miejscu, np. na plaży podczas zachodu słońca. Zdarzają się też śluby w chmurach.Na szczytach wieżowców, czy np. w trakcie lotu balonem.
Ta para też postanowiła swój ślub wziąć w przestworzach. Ashley i James nie poszli jednak na łatwiznę. Zrezygnowali z balonu i odrzutowca. W chmury postanowili wejść o własnych nogach. Tam złożyli swoje przysięgi.
O ich niezwykłym ślubie przeczytasz na następnej stronie. Tam również więcej zdjęć z tej wspaniałej ceremonii.
y Schmeider i James Sisson z Kalifornii tradycyjna ceremonia ślubna była niewystarczająca. Długo szukali niezwykłej, nietuzinkowej oprawy dla tego jedynego dniu w ich życiu. Gdy znaleźli, pojawiły się obawy, czy podołają temu, co sobie wymarzyli. Zakochani długo planowali swój epicki ślub w chmurach. Przygotowaniom nie było końca. Z boku jednak wyglądały jak zwykłe planowanie ślubu, nie zaś długa i wymagająca wyprawa, by w końcu powiedzieć sobie tak.
Roczne planowanie zakończyło się w marcu, kiedy para ostatecznie wylądowała w Nepalu, skąd rozpoczęła trudną i niebezpieczną podróż w górę. Przez cały czas towarzyszył im ich wierny kompan, Charleston Churchill, który miał za zadanie uwiecznić tę nietuzinkową ceremonię.
ówka w górę trwała 3 długie tygodnie. Prawie miesiąc, złożony z licznych wyrzeczeń. Zimnych dni przeżytych w surowym, trudnym, wysokogórskim klimacie. Zakochani zmagali się nie z niekorzystną aurą, ale i z chorobą wysokościową. Ich miłość okazała się silniejsza niż przeszkody. Na szczycie dachu ziemi wykrzyczeli sobie słowa przysięgi, szczęśliwi, że ich największe marzenie w końcu się spełniło. Dzięki tej przygodzie zyskali coś bardzo ważnego: poczucie, że mogą na siebie liczyć w praktycznie każdych warunkach.
Towarzyszący im fotograf, Charleston Churchill również bardzo wiele wyciągnął z tej trudnej podróży. Zyskał epickie zdjęcia, których pozazdrościć może mu niejeden artysta fotografik.