Rodzice wysyłali swoje niegrzeczne dzieci do tej szkoły. 50 z nich nigdy nie wróciło do domów. Co się z nimi stało?

Szkoła przetrwania, szkoła życia – podobnymi określeniami nazywane są placówki, których głównym zadanie polega na przywróceniu niegrzecznej i krnąbrnej młodzieży społeczeństwu.

Zwykle są to szkoły z internatem, w których pracują surowi pedagodzy i wychowawcy. Panuje tam dyscyplina, od której nie ma odstępstw. Wszystko odbywa się według regulaminu, a uczniowie przestrzegają szeregu najróżniejszych zasad.

Wojskowa niemal dyscyplina sprawia, że młodzież uczy się szacunku do starszych. Nauczyciele o silnych charakterach i pełni charyzmy, nie dają wejść sobie na głowę, tak jak to zrobili rodzice. Wychowują nastolatków i robią to niezwykle skutecznie. Właśnie taki jest obraz idealnej, perfekcyjnej wręcz szkoły z internatem. Jak bardzo różni się on od rzeczywistości, wiemy z prasy, albo nawet z autopsji.

Rzadko która szkoła może nauczyć dziecka posłuszeństwa. Placówki edukacyjne są bezsilne wobec młodzieży z tzw. trudnych domów. Nastolatkom, którzy wpadli w złe towarzystwo bardzo trudno jest „wyjść na ludzi”. O ich poprawie tak naprawdę decyduje jedynie zbieg okoliczności. Nastolatków nie można zmienić na siłę. Żaden nauczyciel nie jest w stanie tego uczynić bez pomocy dziecka, a pedagodzy, którzy twierdzą co innego, są zwykłymi kłamcami.

Rodzice przede wszystkim pragną dobra swych dzieci. Nie chcą na nie krzyczeć, są jednak sfrustrowani i bezsilni wobec niesfornych latorośli. Wychowawcze problemy spędzają im sen z powiek, są więc podatni na dobry PR specjalistów od trudnej młodzieży. Wysyłają swoje dzieci do szkół z internatami, bo wierzą, że ich pociechy wrócą stamtąd odmienione. Z niektórych, takich szkół, dzieci nie wracają wcale, a niechlubnym przykładem jest zamknięta w 2011 r. Szkoła Arthura G. Doziera.

O jej mrocznej historii przeczytasz na następnej stronie.

ra, była największym ośrodkiem poprawczym na terenie Stanów Zjednoczonych. Otwarto ją w 1900 r. i prowadzono do 2011 r. w atmosferze prawdziwego skandalu. Przez lata wysyłani tam chłopcy, ginęli bez śladu w niewyjaśnionych okolicznościach. Rodzice zgłaszali zaginięcia, ale służbom nie paliło się do poszukiwań krnąbrnej młodzieży. Mimo nie najlepszej opinii nie brakowało opiekunów, którzy decydowali się oddać swoje dzieci „pod opiekę” ośrodka.

Część z nich chciała pewnie pozbyć się problemu. Przez ponad 100 lat działalności placówki ich mury były świadkiem około 50 zaginięć. Kiedy kilka lat temu na terenie poprawczaka znaleziono groby, jasne stało się, że dzieje placówki są mroczniejsze niż myślano. Kiedy kilka lat temu na terenie poprawczaka znaleziono groby, jasne stało się, że dzieje placówki są mroczniejsze niż myślano. W 2013 r. archeolodzy i antropolodzy z University of South Florida rozpoczęli ekshumację zwłok tego wielkiego cmentarza, którym była w rzeczywistości szkoła. Udało im się znaleźć zaginionych, których od lat bez skutku szukała policja.


ror, który miał miejsce w murach placówki wyszedł na jaw za sprawą grupy „Chłopców z Białego Domu”, którzy nazwali się tak „na pamiątkę” białego baraku na terenie placówki, w którym dręczono ich, bito i torturowano. Budynek ten jeszcze do 1968 r. był oficjalnym miejscem kary. Po tej dacie okrutne praktyki zeszły do tzw. podziemia i nie chwalono się już nimi tak otwarcie, jak wcześniej. Wszystkie te okrucieństwa najprawdopodobniej doprowadziły ostatecznie do śmierci wychowanków placówki.

Policja jednak nie zamierza zajmować się sprawą, bo jedynymi oskarżycielami są wspomniani „chłopcy”, a ich zarzuty wobec władz szkoły już się przedawniły. Sprawiedliwości nie doczekali się też rodzice, którzy nieświadomie posłali swe dzieci na okrutną śmierć.

Zgrozę i ponury klimat okrucieństwa opuszczonych murów najdobitniej pokazują zdjęcia fotografa, znanego pod pseudonimem „Bullet”.

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Przejdź na kolejną, by czytać dalej. źródło : rebelcircus.com

Reply