Fajnie jest popatrzeć na zdjęcia, porozczulać się jakie to słodkie
dzieciaczki, a czy ktoś z Was zastanowił się, ile musi przejść rodzina
takiego dziecka, terapie, rehabilitacje i cholera wie co jeszcze… Nikt
mi nie powie, że chore dziecko w rodzinie to szczęście… szczęściem są
postępy, które dziecko robi w wyniku pracy rodziców i terapeutów… a
miłość rodziców do dziecka (i odwrotnie) zawsze jest bezwarunkowa,
czysta i szczera… wiem coś o tym sama jestem osobą niepełnosprawną.
Dziecka nie przelicza się na pieniądze. Każde dziecko to wielkie szczęście. Dziecko niepełnosprawne to owszem mega wyzwanie, ale również wielkie SZCZĘŚCIE. Mam brata z zespołem Downa. Dostałam go na 2 urodziny bo urodziliśmy się tego samego dnia. Najpiękniejszy prezent od życia (poza moim własnym dzieckiem) jaki dostałam. Uczy wrażliwości, tolerancji i pokory. Wiadomo, że niepełnosprawność niepełnosprawności nie równa. Ale NIGDY nie wolno myśleć, że niepełnosprawne dziecko to nieszczęście dla rodziny. Bóg się nigdy nie myli.
Pani Anno Ch.
Mam chrześniaka z ZD. Jest szczęściem samym w sobie. Uparty, często nieznośny, humorzasty. Ale jak już się do Ciebie przytuli i nie chce odlepić – miazga szczęścia.
Pani komentarz brzmi tak, jakby dzieci chore były czymś, co miałoby rodzinę od razu kwalifikować jako nieszczęśliwą, trudną. A to nieprawda.
Kilka lat temu, będąc wolontariuszką w internacie dla dzieci i młodzieży niepełnosprawnej matka jednej z dziewczynek z ZD nazwała córkę „szczęściem od Boga”. Kiedy zapytałam, dlaczego – w końcu ciągłe rehabilitacje, pokonywanie pewnych trudności są ciężkie – odpowiedziała, że czasami jest okropnie. Czasami nie wiedzą, co zrobić. Czasami jedno z nich (ojciec, matka) jest na skraju, bo na moment tracą siły, ale potem patrzy się na to dziecko, przytula i czuje się szczęście.
Jeśli jest Pani osobą niepełnosprawną – okej. Ale dziwi mnie w takim razie Pani zachowanie i podejście. W końcu każdy niepełnosprawny na pierwszym miejscu jest CZŁOWIEKIEM. I jak człowiek powinien być traktowany. A często, niestety, osoby niepełnosprawne traktowane są jak coś gorszego, niepasującego, nieszczęścliwego. BŁĄD.
To, że jest czasem ciężko rodzinie osoby z ZD nie znaczy, że rodzina jest nieszczęśliwa, a dziecko nie jest szczęściem. Niech Pani to zapamięta ;)
Pani Anno Ch.
Mam chrześniaka z ZD. Jest szczęściem samym w sobie. Uparty, często nieznośny, humorzasty. Ale jak już się do Ciebie przytuli i nie chce odlepić – miazga szczęścia.
Pani komentarz brzmi tak, jakby dzieci chore były czymś, co miałoby rodzinę od razu kwalifikować jako nieszczęśliwą, trudną. A to nieprawda.
Kilka lat temu, będąc wolontariuszką w internacie dla dzieci i młodzieży niepełnosprawnej matka jednej z dziewczynek z ZD nazwała córkę „szczęściem od Boga”. Kiedy zapytałam, dlaczego – w końcu ciągłe rehabilitacje, pokonywanie pewnych trudności są ciężkie – odpowiedziała, że czasami jest okropnie. Czasami nie wiedzą, co zrobić. Czasami jedno z nich (ojciec, matka) jest na skraju, bo na moment tracą siły, ale potem patrzy się na to dziecko, przytula i czuje się szczęście. Życie nie składa się z samych przyjemności. W życiu trzeba się wiele nauczyć. A dzieci niepełnosprawne – w każdy sposób – są świetnymi nauczycielami.
Jeśli jest Pani osobą niepełnosprawną – okej. Ale dziwi mnie w takim razie Pani zachowanie i podejście. W końcu każdy niepełnosprawny na pierwszym miejscu jest CZŁOWIEKIEM. I jak człowiek powinien być traktowany. A często, niestety, osoby niepełnosprawne traktowane są jak coś gorszego, niepasującego, nieszczęścliwego. BŁĄD.
To, że jest czasem ciężko rodzinie osoby z ZD nie znaczy, że rodzina jest nieszczęśliwa, a dziecko nie jest szczęściem. Niech Pani to zapamięta ;)
Chcecie mi Panie powiedzieć, że gdy rodzi się dziecko niepełnosprawne w rodzinie to, jest wielkie szczęście? Owszem, jest, bo urodził się nowy, wyczekiwany członek rodziny…, ale nie jest szczęściem, to że jest z ZD lub inną niepełnosprawnością… nikt mi nie wmówi, że to jest sielanka. Mam 37 lat, moja mama poświęciła dla mnie pracę… nigdy mi tego nie wypomniała, ale wiem, że było ciężko, dzięki niej chodzę, mówię, funkcjonuję normalnie, skończyłam studia prowadzę dom, mam męża,syna, pracę, jednak do dziś pamiętam rehabilitacje, terapie, wyjazdy na turnusy, nie było łatwo… ale tak jak mówiłam Miłość jest bezwarunkowa i przetrwa najcięższe chwile. Chciałam zwrócić uwagę na to, ile pracy muszą włożyć rodzice w rehabilitację dziecka niepełnosprawnego. Panie chyba nie rozumieją mojego podejścia, albo ja nie potrafię wytłumaczyć… pozdrawiam.
Fajnie jest popatrzeć na zdjęcia, porozczulać się jakie to słodkie
dzieciaczki, a czy ktoś z Was zastanowił się, ile musi przejść rodzina
takiego dziecka, terapie, rehabilitacje i cholera wie co jeszcze… Nikt
mi nie powie, że chore dziecko w rodzinie to szczęście… szczęściem są
postępy, które dziecko robi w wyniku pracy rodziców i terapeutów… a
miłość rodziców do dziecka (i odwrotnie) zawsze jest bezwarunkowa,
czysta i szczera… wiem coś o tym sama jestem osobą niepełnosprawną.
Dziecka nie przelicza się na pieniądze. Każde dziecko to wielkie szczęście. Dziecko niepełnosprawne to owszem mega wyzwanie, ale również wielkie SZCZĘŚCIE. Mam brata z zespołem Downa. Dostałam go na 2 urodziny bo urodziliśmy się tego samego dnia. Najpiękniejszy prezent od życia (poza moim własnym dzieckiem) jaki dostałam. Uczy wrażliwości, tolerancji i pokory. Wiadomo, że niepełnosprawność niepełnosprawności nie równa. Ale NIGDY nie wolno myśleć, że niepełnosprawne dziecko to nieszczęście dla rodziny. Bóg się nigdy nie myli.
Pani Anno Ch.
Mam chrześniaka z ZD. Jest szczęściem samym w sobie. Uparty, często nieznośny, humorzasty. Ale jak już się do Ciebie przytuli i nie chce odlepić – miazga szczęścia.
Pani komentarz brzmi tak, jakby dzieci chore były czymś, co miałoby rodzinę od razu kwalifikować jako nieszczęśliwą, trudną. A to nieprawda.
Kilka lat temu, będąc wolontariuszką w internacie dla dzieci i młodzieży niepełnosprawnej matka jednej z dziewczynek z ZD nazwała córkę „szczęściem od Boga”. Kiedy zapytałam, dlaczego – w końcu ciągłe rehabilitacje, pokonywanie pewnych trudności są ciężkie – odpowiedziała, że czasami jest okropnie. Czasami nie wiedzą, co zrobić. Czasami jedno z nich (ojciec, matka) jest na skraju, bo na moment tracą siły, ale potem patrzy się na to dziecko, przytula i czuje się szczęście.
Jeśli jest Pani osobą niepełnosprawną – okej. Ale dziwi mnie w takim razie Pani zachowanie i podejście. W końcu każdy niepełnosprawny na pierwszym miejscu jest CZŁOWIEKIEM. I jak człowiek powinien być traktowany. A często, niestety, osoby niepełnosprawne traktowane są jak coś gorszego, niepasującego, nieszczęścliwego. BŁĄD.
To, że jest czasem ciężko rodzinie osoby z ZD nie znaczy, że rodzina jest nieszczęśliwa, a dziecko nie jest szczęściem. Niech Pani to zapamięta ;)
Pani Anno Ch.
Mam chrześniaka z ZD. Jest szczęściem samym w sobie. Uparty, często nieznośny, humorzasty. Ale jak już się do Ciebie przytuli i nie chce odlepić – miazga szczęścia.
Pani komentarz brzmi tak, jakby dzieci chore były czymś, co miałoby rodzinę od razu kwalifikować jako nieszczęśliwą, trudną. A to nieprawda.
Kilka lat temu, będąc wolontariuszką w internacie dla dzieci i młodzieży niepełnosprawnej matka jednej z dziewczynek z ZD nazwała córkę „szczęściem od Boga”. Kiedy zapytałam, dlaczego – w końcu ciągłe rehabilitacje, pokonywanie pewnych trudności są ciężkie – odpowiedziała, że czasami jest okropnie. Czasami nie wiedzą, co zrobić. Czasami jedno z nich (ojciec, matka) jest na skraju, bo na moment tracą siły, ale potem patrzy się na to dziecko, przytula i czuje się szczęście. Życie nie składa się z samych przyjemności. W życiu trzeba się wiele nauczyć. A dzieci niepełnosprawne – w każdy sposób – są świetnymi nauczycielami.
Jeśli jest Pani osobą niepełnosprawną – okej. Ale dziwi mnie w takim razie Pani zachowanie i podejście. W końcu każdy niepełnosprawny na pierwszym miejscu jest CZŁOWIEKIEM. I jak człowiek powinien być traktowany. A często, niestety, osoby niepełnosprawne traktowane są jak coś gorszego, niepasującego, nieszczęścliwego. BŁĄD.
To, że jest czasem ciężko rodzinie osoby z ZD nie znaczy, że rodzina jest nieszczęśliwa, a dziecko nie jest szczęściem. Niech Pani to zapamięta ;)
Chcecie mi Panie powiedzieć, że gdy rodzi się dziecko niepełnosprawne w rodzinie to, jest wielkie szczęście? Owszem, jest, bo urodził się nowy, wyczekiwany członek rodziny…, ale nie jest szczęściem, to że jest z ZD lub inną niepełnosprawnością… nikt mi nie wmówi, że to jest sielanka. Mam 37 lat, moja mama poświęciła dla mnie pracę… nigdy mi tego nie wypomniała, ale wiem, że było ciężko, dzięki niej chodzę, mówię, funkcjonuję normalnie, skończyłam studia prowadzę dom, mam męża,syna, pracę, jednak do dziś pamiętam rehabilitacje, terapie, wyjazdy na turnusy, nie było łatwo… ale tak jak mówiłam Miłość jest bezwarunkowa i przetrwa najcięższe chwile. Chciałam zwrócić uwagę na to, ile pracy muszą włożyć rodzice w rehabilitację dziecka niepełnosprawnego. Panie chyba nie rozumieją mojego podejścia, albo ja nie potrafię wytłumaczyć… pozdrawiam.