Obca kobieta podeszła do niegrzecznego chłopca i surowo go skarciła. Matka dziecka skwitowała to jednym wymownym słowem

Matki skupiają się dziś tylko na wygodzie i bezpieczeństwie dzieci.

Priorytetem jest dla nich, by ich maluchy miały pod dostatkiem zabawek, były zadbane i niczego im nie brakowało. Rodzicielki dbają, o ich spokój. Troszczą się o dzieci i chronią je przed brutalnym światem. Nie ma się im, co dziwić, bo rzeczywistość, w której rodzą się dziś maluchy, nie jest różowa, a na świecie nie brak zła.

Nie można jednak dać się zwariować. Trzeba pamiętać o tym, że dziecko łatwo jest zagłaskać. Opieka nad maluchami to nie wszystko, najważniejsze jest wychowanie, którego czasem zwyczajnie brakuje. Dbanie o dzieci wychodzi rodzicom bardzo dobrze, w przeciwności do przywoływania ich do porządku. Dzieci nigdy nie będą wiedzieć, co jest dobre, a co złe, jeśli rodzice im tego nie powiedzą. Kiedy opiekunowie pozostaną obojętni oraz głusi na rozrabianie i psoty, to ich malce wyrosną na ludzi bez zasad.

Rodzice nie zawsze jednak są na miejscu i mają okazję zwrócić uwagę swoim pociechom. Od kogo więc dzieciaki dowiedzą się, że postępują źle? Kto ma prawo doprowadzić je do porządku? Nikt obcy – powiecie. Pewne nieznajoma pomyślała inaczej i zareagowała, gdy 4-letni synek Karen Alpert pozwolił sobie na zbyt wiele. Reakcja matki na surowe słowa obcej kobiety była zdumiewająca.

Przeczytasz o niej stronę dalej.

en była z synkiem na placu zabaw. Pod opieką miała również jego kolegę. Kiedy drugi z chłopców rozpłakał się, kobieta zostawiła na chwilę swoje dziecko, podbiegła pocieszyć jego małego kolegę i sprawdzić, co się stało. Cały czas kątem oka obserwowała swego synka, który, gdy tylko zabrakło mamy, zaczął rozrabiać. Myślał, że nikt go za to nie skrzyczy. Bardzo się pomylił, bo choć jego mama była zajęta, do akcji wkroczyła obca pani.

Nieznajoma kobieta (matka któregoś z innych dzieci) podeszła do czterolatka i tonem nieznoszącym sprzeciwu nakazała się uspokoić. Dziecko było przestraszone samą obecnością obcej pani. W sekundzie przestało broić i stało się potulne jak baranek. Karen nie umknęło to, co się stało. Nie miała jednak okazji zareagować, bo nieznajoma wzięła swoją pociechę i bojąc się konfrontacji z mamą małego rozrabiaki, odeszła z placu zabaw.

aku innej możliwości napisała więc wiadomość do obcej kobiety, którą zamieściła na swoim blogu. Nie liczyła, że dotrze ona pod właściwy adres, choć w sercu miała cichutką nadzieję, iż właśnie tak się stanie. – Nie było mnie tam, by zdyscyplinować moje dziecko. Byłam w innym miejscu, choć powinnam być przy nim, ale czy to daje Ci prawo do wychowania za mnie synka? – napisała zaczepnie.

Czy to daje Ci prawo do zachowywania się tak, jakbyś miała nad nim władzę, mimo że to MOJE dziecko? – spytała Karen, po czym odpowiedziała: – Tak, daje. Jak stwierdziła Karen, wszystkie dzieci powinny być „naszym problemem”. Nie możemy mieć za złe komuś, że przywołuje do porządku naszą pociechę. Jeśli robi źle, każdy powinien móc zwrócić jej uwagę, a gdy trzeba skrzyczeć.

m>W wychowaniu dzieci powinniśmy mieć taką wiejską mentalność – pisze Karen i wyjaśnia: – Nie ciskajmy gromów na matkę, za to, że w danej sekundzie nie było jej przy dziecku. Nie krytykujmy obcych za to, że widzą i reagują na złe zachowanie naszych dzieci. One są NASZE, tzn. nas wszystkich. Wszyscy mamy wpływ na to, na kogo wyrosną i gdy otoczenie będzie spokojnie patrzeć na ich złe zachowanie, to nigdy nie nauczą się, jak być ludźmi z zasadami.

Do matki z placu zabaw kieruje zaś krótkie, choć bardzo wymowne słowa: – Dziękuję, że tam wtedy byłaś i miałaś na tyle odwagi, by podejść i zwrócić uwagę mojemu synkowi. Wielkie brawa dla Ciebie – dodaje Alpert. Postawa Karen jest na tyle niezwykła, że jej post rozszedł się po Internecie, jak świeże bułeczki. Udostępniono go już i komentowano ponad 315 tys. razy.

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Przejdź na kolejną, by czytać dalej. źródło : chicagotribune.com, instagram.com, rebelcircus.com

Reply