„Cushioning” to nie tylko nowa forma randkowania. To też kolejne słowo wytrych, które pozwala być podłym bez konsekwencji

Nastały czasy, w których okrutność wystarczy nazwać (najlepiej z angielska) i wcale nie trzeba za nią przepraszać.

Wszystko dzisiaj ma swoje określenie, a rzeczy, które sprowadzają się do zwykłych, bezdusznych „świństw”, traktowane są jako styl życia. Najwyraźniej widać, to gdy pod lupę weźmiemy związki.

Intymne relacje bardzo często biorą swój początek w Internecie. Jest mnóstwo portali, na których ludzie szukają sympatii. Media społecznościowe, czy Tinder zbliżają do siebie ludzi z odległych zakątków świata. Kojarzą osoby, które wydają się sobie pisane. W wirtualnym świecie parom zwykle idzie całkiem dobrze. Nie wszystkie relacje udaje się jednak przenieść do realnego życia. Czasami problemem są różne oczekiwania i poglądy partnerów. Niekiedy jednak jest to któraś z podłości, lansowanych przez kolorowe czasopisma i ukrytych pod angielską nazwą.

Nowocześni randkowicze mają do wyboru różne strategie. Jedni stosują tzw. „breadcrumbing”. W najlepsze flirtują więc ze swoimi sympatiami w Internecie, nie zamierzają jednak tworzyć z nimi związku. Świadomie je oszukują, „zwijając żagle”, gdy robi się poważnie. Inni wolą „ghosting”. Chodzą na randki, udają nawet zakochanych, po czym znikają niczym duchy, gdy tylko coś zaczyna im nie pasować. Po prostu przestają się odzywać.

To wszystko już było – powiecie. Niekoniecznie. Od niedawna promowana jest bowiem jeszcze inna forma oszukiwania w związku. To tak zwany „cushioning”, słuszne kojarzony z poduszkami. Tyle tylko, że w tym wypadku rolę poduszki pełni drugi człowiek.

Jak rozpoznać cushioning i co to w ogóle jest? Czytajcie na następnej stronie.

, którym związek, choćby był udany i nieszczęśliwy, zwyczajnie nie wystarcza. Osoby te wychodzą z założenia, że muszą mieć kogoś w zanadrzu, jakąś poduszkę bezpieczeństwa, plan B, a czasem i C. Utrzymują więc intymne relacje z partnerem, a na boku w najlepsze randkują w sieci. Osoby, z którymi flirtują zwykle nie mają zielonego pojęcia, że padły ofiarą tzw. „cushioningu”.

Orientują się dopiero po jakimś czasie, kiedy rozczarowane tym, że ich relacja wcale się nie rozwija, odkrywają, że były tylko kołem ratunkowym dla niepewnego siebie oszusta. Osoby, które „cushioning” stosują, nie zawsze zdają sobie sprawę, jak mocno mogą kogoś zranić, „ubezpieczając” w ten sposób swój związek. To dla nich tylko kolejna taktyka. Smutne jest jedynie to, ile dzisiaj mamy podobnych form „pseudozwiązkow”, tworzonych w Internecie i poza nim. Gdzie w tym wszystkim jest miejsce na miłość?

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Przejdź na kolejną, by czytać dalej. źródło : goodhousekeeping.co.uk, today.com, theguardian.com, sacredbombshell.com

Reply