Matka, która chciała utopić swe dziecko, wyznaje, jak wyglądało jej życie z psychozą poporodową. Od jej opowieści włos jeży się na głowie!

O tzw. baby blues wcale nie jest trudno.

Młode mamy zwykle będące pierwszy raz w tej ważnej życiowej roli są przerażone odpowiedzialnością, jaka na nie spadła. Dlatego właśnie czują się źle, mając gdzieś z tyłu głowy świadomość, że nowym obowiązkom mogą nie sprostać. Syndrom baby blues nie jest chorobą i mylnie określany jest mianem depresji poporodowej. To raczej specyficzny stan emocjonalny, manifestujący się rozdrażnieniem i obniżonym nastrojem świeżo upieczonych mam.

Czym innym jest depresja poporodowa, która jest już znacznie poważniejsza. Utrzymuje się dłużej niż krótkotrwały spadek formy, związany z wahaniem hormonów w ciele kobiety. Wiąże się z chronicznym zmęczeniem, smutkiem, lękiem i wyrzutami sumienia z powodu bycia „złą matką”.

Mama, której dosięgła ta okrutna choroba będzie zaniedbywać swoje obowiązki, przestanie dbać o dom i samą siebie. Jej myśli będą skupione wokół wad sytuacji, w której się znalazła, nastawienie pesymistyczne. Nie będzie potrafiła cieszyć się z posiadania dziecka.

Depresja poporodowa wymaga kuracji medycznej, na szczęście jest całkowicie wyleczalna i niebezpieczna jedynie dla matki, która w jej wyniku traci radość życia. Jest jednak coś znacznie gorszego niż depresja.

Psychoza porodowa dotyka dwóch rodzących kobiet na tysiąc. Jest jednak o tyle niebezpieczna, że psychiatrzy do tej pory nie znają jej dokładnych przyczyn. Jak utrzymują przyczynić może się do niej coś tak błahego, jak poród z cesarskim cięciem, czy stosowanie niektórych leków.

W przypadku Kirsten Hay, 23-latki z Dundee punktem zapalnym okazał się przedwczesny poród. Historia tej młodej mamy przeraża i pokazuje, że w naszych głowach potrafią siedzieć prawdziwe potwory.

Szczegóły znajdziesz na następnej stronie.

sten zaczęła się w momencie przedwczesnego porodu. Młoda mama trafiła do szpitala po tym, jak pojawiły się u niej pierwsze skurcze i krwawienie. Na szczęście nie było za późno na to, by powstrzymać przedwczesny poród. Wkrótce mama wróciła do domu, by wrócić we właściwym terminie. Ten nietypowy „falstart” miał jednak bardzo nieprzyjemne konsekwencje. Tuż po nim Kirsten zaczęła cierpieć na halucynacje, a w jej głowie pojawiły się głosy, które radziły jej by pozbyła się balastu, którym był malec w brzuchu.

Głosy powiedziały mi, że jestem złą matką i ten przedwczesny poród to moja wina, bo chciałam dokonać aborcji. Miałam tylko 16 lat, gdy zaszłam w ciążę, przestraszyłam się i próbowałam jakoś domowymi metodami ją przerwać, oczywiście to się nie powiodło – wyznaje matka małego Oscara.

Jak mówi, głosy te szeptały jej również, że dziecko umrze, bo ona nie cieszy się na jego przyjście na świat, nie kupuje ubranek i zabawek, nie szykuje pokoiku dziecięcego. – Mówiły, że jestem samolubna i zła. Krytykowały i prześladowały – wspomina. Jej męczarnie trwały kilka tygodni, po tym czasie doszło do porodu.

ócz wejścia w drzwi szpitala Kirsten niewiele pamięta z porodu. Reszta jest zamglona. Jak relacjonuje, położna zjadła ją wzrokiem, gdy tuż po urodzeniu próbowała położyć jej dziecko na piersi, a ona odmówiła. – Nie mogłam wytrzymać tego kontaktu skóra w skórę. Powiedziałam, żeby oddali go mojej mamie – mówi. Pamięta też i nie potrafi zapomnieć uczucia, które wywołało w niej pierwsze spojrzenia na synka. – Kiedy pierwszy raz poszłyśmy z mamą na oddział noworodkowy i go zobaczyłyśmy on tak strasznie płakał i krzyczał. Poczułam, że go nienawidzę. To było straszne – wyznaje Kirsten.

Jak wspomina Hay, miała nadzieję, że wszystko się zmieni, gdy wyjdzie z małym ze szpitala. Jednak mocno się przeliczyła. Głosy nie ucichły, przeciwnie, wzmogły się jeszcze bardziej. Wciąż spotykała młode mamy, cieszące się swoimi pociechami, a ona patrzyła na swojego synka i nie czuła nic. Mały Oscar był zawsze zadbany, czysty i zdrowy, dlatego nie wzbudziła swoim zachowaniem niczyich podejrzeń.

Bliskim mówiła, że to zwykły baby blues. Wszystko skończyło się w momencie nasilenia się halucynacji. Obok głosów pojawiły się omamy i ultra realistyczne sny. W ich trakcie kobieta próbowała popełnić samobójstwo, po czym została jej nawet blizna na ramieniu.

pamięta jak do tego doszło. Nie wie, czemu ciągle żyje. W swoich snach skakała z mostu z chłopcem w ramionach i trzymała jego główkę pod wodą, aż synek się krztusił i przestawał oddychać. Po pewnym czasie przestała odróżniać jawę od halucynacji. Bała się zasypiać, obawiała mrocznych wizji. Zaczęła ustawiać budziki, które dzwoniły co 15 minut. W 2014 r. przeszła ostateczne załamanie i zwróciła się w końcu po pomoc. Trafiła do szpitala, gdzie podano jej rysperydon i mirtazapinę – leki przeciwdepresyjne i przeciwpsychotyczne.

Wkrótce zaczęła odczuwać poprawę swojego stanu. Jak wyznaje, nigdy nie zapomni tego jednego dnia, w którym w końcu poczuła się prawdziwą mamą.

Byliśmy w parku, patrzyłam jak Oscar się bawi. Poczułam przypływ emocji, to było niesamowite. Nigdy wcześniej nie czułam czegoś podobnego. Potem zaczął nazywając mnie „mama” i napisał na piasku: kocham Cię. On jest moim dzieckiem, a ja kocham go całym sercem. Od tamtego dnia nie rozstajemy się na krok. Robimy wszystko razem, muszę jakoś nadrobić ten stracony czas – mówi Kirsten.

To przerażające, że przez ten cały czas Kirsten musiała zmagać się z symptomami choroby sama. Niestety udało jej się oszukać rodzinę, przekonując, że nic jej nie jest. Naraziła na niebezpieczeństwo zarówno siebie, jak i swojego synka. Pamiętajmy, by obserwować czujnie bliskie nam mamy, bo te czasem chcąc dobrze biorą na swoje ramiona zbyt wiele i zmagają się z cieniami i marami, które ich przerastają.

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Przejdź na kolejną, by czytać dalej. źródło : dailymail.co.uk, rebelcircus.com, wikipedia.org

Reply