Przez 35 lat jadła tylko eucharystię i przeżywała męki Chrystusa. Przepowiedziała Polsce niezwykłą przyszłość
Wiele jest na świecie zagadek, których nie potrafimy ogarnąć rozumem.
Zwykle taki wstęp dotyczy zjawisk paranormalnych. Zastanawiamy się, czy w nawiedzonym domu rzeczywiście straszy, czy duchy istnieją i czy naprawdę przychodzą na ziemię pozałatwiać niepokojące je sprawy. Próbujemy się dowiedzieć, czy w Kosmosie jest jeszcze ktoś oprócz nas itd. Czasami jednak najdziwniejsze i najtrudniejsze do pojęcia dla nas, zwykłych śmiertelników są zagadki wiary. Taka jest też z pewnością historia Teresy Neumann.
Teresa Neumann była niemiecką mistyczką i stygmatyczką. Urodziła się w katolickiej rodzinie krawca w Bawarii w 1898 r. Kiedy miała 20 lat, gdy w gospodarstwie jej wujka wydarzył się okrutny wypadek. Wybuchł pożar, który szybko zaczął trawić zagrodę krów. Dziewczyna próbowała ratować zwierzęta, gdy spadła na nią duża nadpalona belka. Teresa była w ciężkim stanie, który z każdym dniem się pogarszał. Prawie całkiem straciła wzrok (widziała tylko cienie) i została sparaliżowana.
Młoda dziewczyna modliła się wtedy dużo do swojej imienniczki, Teresy z Lisieux (św. Teresy od Dzieciątka Jezus), która miała zostać beatyfikowana. W dniu jej beatyfikacji 29 kwietnia 1923 r. sparaliżowana dziewczyna odzyskała wzrok, a 17 maja 1925, w dzień kanonizacji karmelitanki wróciła jej władza w nogach.
To nie był jednak koniec cudów w życiu młodej dziewczyny. 5 marca 1926 r., który był też Wielkim Piątkiem, kilka centymetrów poniżej jej serca otworzyła się rana. Teresa nie powiedziała o tym nikomu, ale tego, co działo się później nie mogła już ukryć. W następny piątek, 12 marca sytuacja się powtórzyła. Zabliźniona już rana otworzyła się ponownie, zaczęła się z niej wylewać krew. Teresa miała niezwykłe wizje. Kolejnego piątku, 19 marca sytuacja się powtórzyła i młoda dziewczyna nie mogła już tego ignorować. Zdradziła się siostrze. Zaniepokoiło ją, że tak jak rany nagle otwierają się na jej ciele, tak samo znikają, gdy dzień mija.