Sadzą kwiaty na drogach, bo miasta nie chcą łatać dziur. Ogrodnicza partyzantka zyskuje na popularności na całym świecie

Nie straszny im żaden dół, czy wyrwa. Każdą szczelinę potrafią zamienić w donicę.

Posiadanie samochodu to już nie luksus, a często konieczność. Wymaga tego zwłaszcza mieszkanie w małym mieście ze słabo rozwiniętą komunikacją. Nawet mieszczuchy z wielkich aglomeracji nie mogą obejść się bez samochodu. Przydaje się choćby po to, by móc wyjechać na weekend gdzieś, gdzie jest ciszej, a powietrze nie jest tak zanieczyszczone.

O ile jednak w tych wielkich miejskich molochach drogi zwykle nie są takie złe, o tyle już na przedmieściach możemy trafić na fatalne nawierzchnie. Walczyć z nimi postanowiła ta, ogrodnicza partyzantka, która z każdej wyrwy potrafi uczynić donicę.

Zobaczcie zresztą sami. Więcej zdjęć na drugiej stronie.

szałe władze zwykle mają (lub udają, nie oszukujmy się) inne, ważniejsze wydatki, niż łatanie wypadających wyrw w starych drogach. Tym bardziej że kładziony asfalt nie jest już takiej jakości jak dawniej. Firmy budowlane mają natomiast krótkie terminy oddania inwestycji do użytku, chcąc więc wyrobić się na czas, drogi robią więc po łebkach,  nie zważając np. na przymrozki. Efekt? Wciąż wypadające w nawierzchni dziury, łatane co jakiś czas prowizorycznie żwirkiem.

Teraz jednak jest na to lekarstwo. Wystarczy posadzić w nich kwiaty. Sadzone w dziurach w jezdni kwiaty zwracają uwagę nie tylko kierowców, którzy starają się omijać, ale i władz miast. Urzędy, które dotychczas przymykały oczy na fatalny stan dróg, obok takiego niemego protestu nie mogą przejść obojętnie. Dlaczego? Ponieważ przynosi im to wstyd.

afowane potem sadzonki viralowo rozprzestrzeniają się po całym internecie. Wtedy już nie można ukryć rozmiaru niedbalstwa odpowiedzialnych za utrzymanie dróg urzędników. Miasta zyskują w ten sposób niechlubną sławę. Urzędnicy w obawie przed wyśmianiem sypią groszem na dołki, których wcześniej nie widzieli. Walka, która wydawała się bojem z wiatrakami jest w końcu skuteczna. Trzeba przyznać, że wykonywane przez protestujących w ten sposób przeciwko niedbalstwu władz mini ogrody są naprawdę urocze.

Ogrodnicy najpierw wypełniają dziury glebą, a następnie sadzą kolorowe kwiaty jak fiołki i żonkile. W ten sposób przyozdobiono już wiele miast od Londynu po Chicago. Kwiaty w dziurach spotkamy zarówno w małych miasteczkach np. w  Schenectady, Moose Jaw czy Bangor, jak i metropoliach np. w Montrealu. Przeciwnicy takiego zdobienia dróg twierdzą, że rabatki rozpraszają kierowców. Jak dodają, czas, który domorośli ogrodnicy poświęcają na sadzenie roślin, mogliby spożytkować na zalepienie dziur.

A co wy na to, podoba wam się taka praktyka?

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Przejdź na kolejną, by czytać dalej. źródło : dailygazette.com, metro.co.uk, twistedsifter.com

Reply