„Zdrowie nie jest najważniejsze” – twierdzi Sandra i podaje własną receptę na szczęście. Co daje jej siłę do walki z nieuleczalną chorobą?

Gdybyśmy spytali Was, co w życiu liczy się najbardziej, większość pewnie odpowiedziałaby, że zdrowie.

Tego jednego życzymy sobie niezliczoną ilość razy. Powtarzamy, że gdy jest zdrowie, reszta sama się już ułoży. Choć rzadko doceniamy je, gdy jest, kiedy zaczyna go brakować, czujemy się zagubieni. Nagle okazuje się, że wiele rzeczy jest dla nas trudniejszych, a nawet niemożliwych. Choroba, zwłaszcza ciężka i śmiertelna jest uważana za największe nieszczęście, które może spotkać człowieka.

Najtrudniej jest, gdy dotyka kogoś bliskiego. Patrzenie na najdroższą osobę, która niknie w oczach, jest nie do zniesienia. Nie sposób pogodzić się z takim powolnym zanikaniem: przyjaciela, ukochanej, a już najbardziej dziecka. Mając to gdzieś z tyłu głowy, nie potrafiliśmy pojąć, czym kierowała się Sandra De Santos, uznając, że zdrowie tak naprawdę najważniejsze nie jest.

To tym dziwniejsze, że kobieta sama od dziesięcioleci zmaga się z nieuleczalnym schorzeniem skóry. Nerwiakowłókniakowatość typu 1, choroba genetyczna, na którą cierpi 53-latka, zamieniła jej skórę w jedną wielką bablowatą narośl. Pierwsze objawy schorzenia Sandra zaczęła odczuwać, gdy była nastolatką. W późniejszych latach choroba tylko się nasiliła. Każdego dnia, tuż po przebudzeniu, Sandra odkrywała na swym ciele kolejny guzek.

Bąble były brzydkie i bolesne. Cierpienie zaś nie tylko fizyczne. Przez guzki  na ciele, Sandrę wytykano palcami. Później było jeszcze gorzej. Okazało się, że choroba jest dziedziczna. Troje z czwórki dzieci, które urodziła Sandra również na nią zapadło. Jedno z nich zmarło. Choć lekarze przekonywali, że schorzenie nie miało wpływu na kondycję dziecka, akt zgonu powiedział Sandrze zupełnie co innego. Po latach zmagań z bąblami, kobieta doszła do niepopularnych wniosków.

Co zamiast zdrowia ceni najbardziej? Przejdź na następną stronę i poznaj jej punkt widzenia.

m>Każdego dnia budziłam się i zauważałam nową grudkę na skórze. Nie poznawałam samej siebie. Nie lubiłam patrzeć na swe oblicze w lustrze, ale nigdy nie przestałam żyć normalnie. Od 17 roku życia chodziłam na randki. Przeżywałam miłości. Nic mnie nie ominęło – mówi 53-letnia Brazylijka. Jak wyznaje, siłę do życia dała jej miłość i rodzina.

Przyszłego męża, Jose, poznała, gdy miała 26 lat. Zakochał się w niej mimo jej wyglądu, który dla wielu był odrażający. Założyli rodzinę. Razem przeżyli już 27 lat. Rola matki i żony, ważnej i kochanej dała Sandrze siłę do codziennego wstawania z łóżka. – Ciepło i zrozumienie płynące od drugiego człowieka – to jest w życiu najważniejsze. Nic nam ze zdrowia, gdy jesteśmy samotni – podsumowała 53-letnia kobieta. Słowa kobiety dają do myślenia. Co o nich sądzicie?

Ma rację, a może nie umie docenić czegoś, czego nigdy nie miała?

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Przejdź na kolejną, by czytać dalej. źródło : dailymail.co.uk, viralthread.com, wikipedia.org

Reply