Buddy, bohaterski labrador dał się potrącić pociągowi, żeby uchronić ganiające wokół torów szczeniaki. O dziwo pies cudem przeżył bliskie spotkanie z lokomotywą!

Nieszczęśliwego wypadku nie sposób uniknąć. Czasem jest on po prostu naszym przeznaczeniem.

Na zwierzę podobnie zresztą jak na człowieka czyha na co dzień wiele niebezpieczeństw. Krzywda może mu się stać nawet pod znajomym dachem, na własnym podwórku, które chroni i na którym pilnuje porządku. Niektóre wydarzenia są nam po prostu przeznaczone. Wierzymy w przeznaczenie, czy nie, potrafi się ono objawić w najmniej spodziewanym momencie.

Jedni giną w dziwnych i niespotykanych okolicznościach. Drudzy przeżywają nawet najcięższe wypadki. Ten pies ocalał mimo potrącenia przez pociąg. Wierzący powiedzieliby, że stało się to cudem, mniej religijni przyznali, że po prostu miał żyć.

Jak wyznaje Jada Borum z Tenesse, właścicielka ocalałego labradora, przez wszystkie lata był przy nich i wspierał jej rodzinę i choć wydawało się, że jego życie skończy się brutalnie, na torach i na oczach dzieci pani Borum, na szczęście los chciał inaczej.

Buddy był psem mojego ojca, dostał go, gdy dowiedział się, że ma raka mózgu. Opiekował się nim wtedy, jak to zwykli robić przyjaciele, aż do grudnia, kiedy tata zmarł. Daliśmy go mamie na jakiś czas, pomógł i jej, pocieszając po stracie męża. Potem wrócił do nas. Był z nami zawsze, gdy go potrzebowaliśmy i bardzo się cieszymy, że będzie nadal – mówi Jada.

Biszkoptowy labrador wyszedł cało z opresji, z której wychodzi mało który człowiek. Przeżył mimo obrażeń i mimo tego, że jego rodzina już zaczęła go opłakiwać. Jak niepozornemu psiakowi udała się ta niezwykle trudna sztuka?

Przeczytasz o tym na następnej stronie. 

ach i jak to się stało, że Buddy z niego wyszedł? Było lato, psy biegały więc po ogrodzie i w okolicy. Niedawno przyszły na świat dwa czarne szczeniaki. Dwaj synowie Buddego ledwo odrośli od ziemi, już zaczęli sprawiać kłopoty. Byli niezwykle energiczni, opanowali nie tylko posiadłość państwa Borum, ale i całą okolicę. Tamtego dnia dzieci Jady bawiły się z nimi w jednej ze ślepych uliczek, gdy nagle psy coś dostrzegły i pobiegły w kierunku pobliskich torów.

Buddy pognał za nimi. Swojej troski omal nie przypłacił życiem, osłonił szczeniaki przed pociągiem, zamiast nich rozpędzona maszyna uderzyła jednak w niego.

Labrador został uderzony przez przód pociągu. Świadkami całego zdarzenia były dzieci Jady, które natychmiast pobiegły do mamy, szybko o wszystkim jej powiedzieć. Zapłakane przekazały, że psiak nie żyje. Z ciężkim sercem kobiety poszła w kierunku torów. Kiedy jednak z daleka ujrzała majaczącą psią sylwetkę, nabrała nadziei na szczęśliwe zakończenie tego dramatu.

Buddy szedł w kierunku domu. Z nosa lała mu się krew. Nie miał ogona, ale żył! – wspomina kobieta.

Rodzina najpierw ustabilizowała krwotok z miejsca po brakującym ogonie, a potem odwiozła poturbowanego psa do Greenbrier Springfield Animal Hospital. Na miejscu opatrzono go i się nim zaopiekowano.

Mój pies wyszedł z lecznicy trzy dni później. Amputowano mu ogon, miał złamane biodro, rany na pyszczku i ukruszony ząb. W takim stanie pozostawił go pociąg. To cud, że żyje! 0 mówi Jada.

Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Przejdź na kolejną, by czytać dalej.

Reply