Johanna Budwig była nietuzinkową chemiczką, którą wynalazła lekarstwo na raka. Dlaczego na jej odkrycie spuszczono zasłonę milczenia?
Technika i medycyna do niedawna rozwijały się w podobnym, szybkim tempie.
Tak było jeszcze na początku XX w. Później sytuacja uległa zmianie, a inżynierowie daleko w tyle zostawili lekarzy. Paręnaście lat temu nie myśleliśmy, że każdy z nas będzie miał komórkę i szybki internet, mieliśmy za to szczerą nadzieję, że wiele dolegliwości zniknie, a ludzie odkryją sposób na dłuższe życie, pozbędą się chorób genetycznych i poradzą sobie z rakiem.
Eliksiru młodości i długowieczności ciągle nie wynaleźliśmy, choć specjaliści od reklamy wciąż przypisują odmładzające właściwości kolejnym kremom i innym specyfikom. Nadzieję na wyplenienie defektów genetycznych dają tzw. chemiczne operacje na DNA i nowa technologia, która pozwala naukowcom odnaleźć niepożądane zmiany w łańcuchu DNA i je „wyciąć”. Co jednak z nowotworami?
Zwolennicy teorii spiskowych twierdzą, że lekarstwo na raka istnieje od dawna, tylko rządy światowych mocarstw i koncerny farmaceutyczne rękami i nogami bronią się przed jego wyjawieniem. Leczenie nowotworów jest w końcu kosztowne i napędza całą gałąź przemysłu farmaceutycznego. Bez chorych nie byłoby pieniędzy, a to przecież tylko na nich zależy lekarzom, pielęgniarkom i farmaceutom, prawda?
Do tej pory myśleliśmy, że podobne rewelacje to bzdury wyssane z palca, później jednak poznaliśmy historię Johanny Budwig. Wybitna niemiecka chemiczka i aptekarka opracowała dietę, dzięki której nawet osoby z nowotworem w stanie terminalnym, wychodziły z choroby bez szwanku.
Jej metody leczenia były tak skuteczne, że wybitni naukowcy z dziedziny medycyny i chemii (z profesorem Halme z Helsinek) 7-krotnie zgłaszali jej kandydaturę do Nagrody Nobla. Budwig wyróżnienia nigdy jednak nie otrzymała, a na jej odkrycie bardzo szybko spuszczono zasłonę milczenia.